Kobieca fizjologia w bieganiu: jak nie walczyć z naturą, ale czerpać z niej pełnymi garściami?

Ostatnia aktualizacja: 17 września 2025 r.

To nie jest kolejny cykl z cyklu wojny płci czy zapewnienie, że tzw. słaba płeć wcale nie jest taka słaba. To artykuł o tym, że kobieca natura wcale nie jest przeszkodą w bieganiu i można z niej czerpać – tak, by stała się naszym sprzymierzeńcem w szeroko pojętej aktywności.

Jeszcze w latach 60. XX wieku kobiety nie mogły startować w maratonie. Postaci takie jak Roberta Gibb i Katherine Switzer jednak zmieniły historię kobiet, a prawa do startu w biegach oraz do uprawiania aktywności dołączyły do innych praw, które dekada po dekadzie były wręcz wyszarpywane jako swobody obywatelskie i życiowe. I choć my skupiamy się na teraźniejszości to warto wiedzieć, że coś, co dziś dla nas jest oczywistością, kiedyś wcale takie nie było – warto więc to docenić i robić swoje najlepiej, jak to możliwe.

Ultra jest kobietą

Tak jak kiedyś uważano, że kobieca fizjologia nie sprzyja bieganiu maratonów, tak dzisiaj wiemy, że to nie tylko mit, ale jest jeszcze coś – kobiety są predestynowane do biegania dłuższych dystansów. Słynne powiedzenie, że ultra jest kobietą ma dowody w postaci wyników badań naukowych. A te wyraźnie potwierdzają, że w kobiecym ciele znajdziemy więcej włókien mięśniowych typu I, czyli wolnokurczliwych, tych przystosowanych do pracy o charakterze wytrzymałościowym. 

Kobiety bywają też zazwyczaj bardziej rozciągnięte niż panowie – częściej uczestniczą w zajęciach typu joga, pilates, stretching, dzięki czemu ich ciało jest mniej pospinane i podatne na kontuzje. Dodajmy do tego również wynikającą choćby z powodu często niższego wzrostu wyższą kadencję u pań, która odpowiada z jednej strony za lżejszy i bardziej dynamiczny krok biegowy, ale także za lepszą efektywność energetyczną i – podobnie jak w przypadku rozciągania – za zmniejszenie ryzyka przeciążeń i kontuzji. 

Taka ekonomika ruchu przydaje się zwłaszcza na dłuższych dystansach, na których różnice między kobietami i mężczyznami zacierają się dość mocno.  Wolniej, ale do przodu, z dobrą podażą energii i zgodnie z rytmem wytrenowanego do zarządzania gospodarką węglowodanowo-tłuszczową organizmu. Bo choć mniej masy mięśniowej i więcej tkanki tłuszczowej (a także mniejsze serce, a co za tym idzie – również mniejsze stężenie i masa hemoglobiny we krwi) u kobiet jest faktem, nie musi to stanowić ograniczenia – wręcz przeciwnie. 

Kobiety dzięki swej wyższej świadomości co do żywienia i suplementacji na co dzień mogą tę wiedzę wykorzystać także na trasie. I robią to bardzo skutecznie, gdyż odsetek pań kończących zawody na dystansie ultra (zwłaszcza tych dłuższych ultra, powyżej 80 km) zbliża się albo wręcz przekracza niekiedy liczbę finisherów płci męskiej.

Przypadek? Niekoniecznie, raczej splot wielu różnych czynników. Dobrze wiemy o tym, że bieganie ultra to bieganie głową. I tu również panie mogą czuć się może nie tyle uprzywilejowane, co na pewno nie pozostają stratne. Wspominała o tym nieraz choćby nasza mistrzyni ultra Patrycja Bereznowska, wielokrotnie wyprzedzająca na trasie mężczyzn, którzy gonieni wyrzutem testosteronu i chęcią sprawdzenia się zbyt mocno wybiegali do przodu. Tymczasem Patrycja – i nie tylko ona jedna – stawia raczej na równe tempo i chłodną głowę. Głowę, która zwycięża nawet wtedy, gdy nogom wydaje się, że dalej i dłużej nie dadzą już rady biec.

Kiedy pojawia się ból i zmęczenie – naturalne komponenty ultra – panie radzą sobie z kryzysami bardzo dobrze. W dużej mierze wynika to właśnie z kobiecej natury, która niejako w pakiecie z fizjologią i możliwością znoszenia trudów ciąży, połogu i porodu dała kobietom również ponadprzeciętną odporność na ból, fizyczny i psychiczny. Wytrzymałość rozpatrywaną nie tylko w aspekcie wysiłku fizycznego. Przydaje się to zarówno podczas startu o np. 2 czy 3:00 w nocy, jak również na trasie, zwłaszcza w drugiej połowie dystansu. I w drugiej połowie cyklu miesiączkowego, ale to już głębszy temat.

Gdy hormony rozdają karty 

“Nie jesteśmy małymi mężczyznami Przestańmy więc jeść i trenować tak, jakbyśmy nimi były” – napisała dr Stacy Sims, która od prawie 30 lat zajmuje się fizjologią wysiłku fizycznego i żywieniem sportowców w książce “Lwice trenują inaczej”. I ma rację! Bo ile w pierwszej połowie cyklu (zwanej fazą folikularną – charakteryzującą się wyższym poziomem hormonów, estrogenu i progesteronu) kobiety są dość podobne fizjologicznie do mężczyzn, tak w drugiej części cyklu sytuacja zdecydowanie się odwraca. To właśnie ten czas, gdy zmniejsza się odporność na ból i szeroko pojęta energia do działania, a zwiększa – chociażby temperatura ciała i zapotrzebowanie na nawodnienie. 

Przed miesiączką kobiety wolniej się regenerują, borykają się z bólem i skurczami brzucha, bólem głowy, miewają problemy z wydolnością tlenową i z tzw. zachciankami, za pomocą których organizm manifestuje swoje zapotrzebowanie na określone grupy produktów i nie tylko to. Słynny PMS badacze łączą często ze sferą psychiczną, tłumacząc, że dyskomfort w codziennym funkcjonowaniu panie rekompensują sobie niejako produktami i potrawami bogatymi w cukier i tłuszcz, niekoniecznie marząc o warzywnej sałatce czy pełnowartościowym posiłku z białkiem w roli głównej. Ale sytuacja jest dużo bardziej złożona, bo ten czas w cyklu (zwłaszcza druga część fazy lutealnej, czyli ostatni tydzień przed spodziewaną miesiączką) u niektórych pań mogą pojawić się objawy tożsame z zaburzeniami psychicznymi, a nawet stanami lękowymi i depresyjnymi. 

I choć każda kobieta fluktuację hormonów może odczuwać inaczej to faktem jest, że cykl hormonalny może być pewnym ograniczeniem w aktywności – choć na pewno nie powinien być wymówką czy przeszkodą. Zamiast kanapy i lodów warto wybrać spacer do lasu lub krótką sesję rozciągania – ciało podziękuje i odwdzięczy się, głowa odpocznie, a emocje… cóż, tu czasem najlepiej pomoże rozmowa czy chwile bliskości z drugą połówką lub sesje medytacyjne, zaś ruch będzie miłym dodatkiem, chociażby ze względu na produkcję endorfin, zwanych hormonami szczęścia.

Drogie panie, do zobaczenia na biegowych ścieżkach!


Kobieca fizjologia w bieganiu: jak nie walczyć z naturą, ale czerpać z niej pełnymi garściami?


AKTUALNOŚCI